Ścieżki marzeń, skrawki myśli
Ciepło-Zimno
Przenikliwy dźwięk alarmu odezwał
się całkowicie niespodziewanie. Mimo przeszkolenia w przypadku
podobnych sytuacji, oczywistym było, że teraz zapanuje chaos. Mimo
to, ona usilnie wierzyła, że wszystko pójdzie zgodnie z planem,
nikomu nic się nie stanie, a krytyczna sytuacja zostanie zażegnana.
- Proszę, ustawcie się parami.
Udamy się teraz do najbliższego wyjścia ewakuacyjnego. - W głosie
nauczycielki słychać było słabo skrywaną panikę. Jednak mimo
to wszyscy posłusznie ustawili się, bardziej podekscytowani niż
przerażeni. Także droga na zewnątrz obyła się bez większych
przeszkód, bo dym nie dotarł jeszcze do tej części budynku. W
tym momencie wydawało jej się, że naprawdę wszystko będzie
dobrze, choć raz. Wydostali się na boisko – umówione miejsce
zbiórki. Wszyscy, cali i zdrowi. Wkrótce zjawiły się także inne
klasy. Wyglądało na to, że wszystko jest w porządku... Aż do
czasu, gdy nie zostało ogłoszone, że to wszyscy. Wiedziała, że
to nieprawda. Nigdzie nie było jego. Rzuciła się biegiem z
powrotem z stronę budynku. Jego kształt osnuty był gęstym,
szarym dymem, ale płomieni nie było widać. Nauczyciele coś do
niej krzyczeli z tyłu. Uczniowie też. Zignorowała ich, biegnąc
najszybciej jak potrafiła. Wkrótce dopadła do drzwi wejściowych.
Otworzywszy je, wskoczyła do środka, prosto w kłęby dymu.
Zasłoniła usta i ruszyła przed siebie. Wiedziała, gdzie szukać.
Po schodach i w lewo. Zobaczyła płomienie na korytarzu. I
usłyszała kaszel. Głośny, wyraźnie słyszalny mimo dymu i
trzasku ognia. Pobiegła w tamtą stronę. Dotarła do drzwi jednej
z klas. Dźwięk wyraźnie dobiegał ze środka. Tam też go
dostrzegła. Zgięty w pół, kaszlał intensywnie, starając się
zasłonić twarz.
- Carl! - Zawołała rozpaczliwie
jego imię. - Słyszysz mnie?! - Podniósł lekko głowę, jednak
nie była pewna, czy ją dostrzegł. Chciała dostać się do
wnętrza pomieszczenia, jednak w tym momencie część wejścia
zawaliła się, sypiąc iskrami dookoła. Kilka dotarło do niej.
Syknęła z bólu, jednak determinacja sprawiła, że nie
przejmowała się tym teraz.
- Carl! Proszę! Błagam, chodź! -
Wyciągnęła rękę w jego kierunku, chcąc mu pomóc. Ten jednak
tylko spojrzał na nią, po czym słabym głosem, zanosząc się
kaszlem odparł:
- Zostaw mnie... Uciekaj...
- Nie ma mowy! Bez ciebie nigdzie
się stąd nie ruszam! - Po policzku płynęły jej łzy,
natychmiast wyparowując w gorącym powietrzu. Widząc, że on nie
zamierza nigdzie się ruszyć, nie bez wysiłku przeskoczyła
zagradzający wejście gruz.
- Dalej, idziemy! - Wzięła go pod
ramię i zdecydowanie zaczęła wyprowadzać z piekła, które
szalało wokół... Dym zasłaniał jej pole widzenia i dusił,
ogień parzył. Wydawało jej się, że widzi wyjście... A może to
tylko złudzenie? Halucynacja spowodowana brakiem tlenu? Nie
wiedziała. Przed jej oczami pojawiła się ciemność. Nie była
już pewna, czy kroczy do przodu, czy może się cofa albo leży na
ziemi? Jedyne co czuła, to jego ciężar na swoim ramieniu. A potem
wszystko straciło znaczenie. Błysk.
***
Cisza dookoła była nienaturalna. Było
już dawno po wszystkich zajęciach, a budynek pozostał opustoszały.
Jedynie woźny siedział u siebie, oglądając kolejny mecz w
telewizji – a przynajmniej tak przypuszczała, bo zawsze to robił.
No, nie był taki całkiem sam. Zostali jeszcze oni. Pracowali razem
nad projektem. Jednak praca ta przebiegała w ciszy, której żadne z
nich nie odważyło się przerywać. Siedzieli więc naprzeciwko
siebie, zapisując jakieś notatki. Co jakiś czas ona podnosiła
głowę i patrzyła uważnie na jego pochyloną sylwetkę. Próbowała
złapać jego spojrzenie, jednocześnie nie chcąc by zauważył, że
mu się przygląda. Oczywiście było to całkowicie absurdalne, ale
nie myślała o tym. W pewnym momencie zamiast na niego, spojrzała
za okno. Z nieba powoli spadały drobne, lodowe płatki.
- Śnieg! - zawołała cicho,
przerywając tym samym niezręczne dla niej milczenie. Uśmiechnęła
się lekko, po czym wróciła wzrokiem do jego osoby.
- Faktycznie... - I on się
uśmiechnął, po czym spojrzał na nią. Jego oczy były niczym dwa
zwierciadła o magicznej mocy. Ich intensywnie niebieska barwa
przyciągała niczym magnes. Teraz nie mogła już oderwać od nich
wzroku. On także na nią patrzył. Obserwował ją uważnie, ale
było w tym coś więcej. Wtedy ona odwróciła wzrok i spojrzała
na zegar na ścianie.
- Już późno... - Szepnęła, po
czym wstała gwałtownie. - Powinnam już iść, ale... Pomogę ci
jeszcze to sprzątnąć, dobrze?
- Nie trzeba, poradzę sobie... -
Odparł stanowczym głosem. Jednak była w nim jakaś specyficzna
nuta, której nie potrafiła odgadnąć. Jednak postanowiła o niej
zapomnieć, więc powoli ruszyła do wyjścia, z żalem, że musi
już iść. - Agnis...? - Jego zatrzymał ją. Odwróciła się
powoli, zaskoczona. Teraz on także stał. Podszedł do niej jakby z
lekką obawą.
- Agnis? - Powtórzył, cicho i
niepewnie.
- Tak? O co...? - Nie dokończyła.
Nagle jego dłoń wplotła się w jej włosy, a jego usta zetknęły
się z jej. Nastąpiła eksplozja uczuć, emocji, obrazów,
dźwięków, zapachów. Wszystkich zmysłów. Błysk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz