środa, 4 grudnia 2013

Ścieżki marzeń, skrawki myśli - część 1

Ścieżki marzeń, skrawki myśli
Ciepło-Zimno

Przenikliwy dźwięk alarmu odezwał się całkowicie niespodziewanie. Mimo przeszkolenia w przypadku podobnych sytuacji, oczywistym było, że teraz zapanuje chaos. Mimo to, ona usilnie wierzyła, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, nikomu nic się nie stanie, a krytyczna sytuacja zostanie zażegnana.
- Proszę, ustawcie się parami. Udamy się teraz do najbliższego wyjścia ewakuacyjnego. - W głosie nauczycielki słychać było słabo skrywaną panikę. Jednak mimo to wszyscy posłusznie ustawili się, bardziej podekscytowani niż przerażeni. Także droga na zewnątrz obyła się bez większych przeszkód, bo dym nie dotarł jeszcze do tej części budynku. W tym momencie wydawało jej się, że naprawdę wszystko będzie dobrze, choć raz. Wydostali się na boisko – umówione miejsce zbiórki. Wszyscy, cali i zdrowi. Wkrótce zjawiły się także inne klasy. Wyglądało na to, że wszystko jest w porządku... Aż do czasu, gdy nie zostało ogłoszone, że to wszyscy. Wiedziała, że to nieprawda. Nigdzie nie było jego. Rzuciła się biegiem z powrotem z stronę budynku. Jego kształt osnuty był gęstym, szarym dymem, ale płomieni nie było widać. Nauczyciele coś do niej krzyczeli z tyłu. Uczniowie też. Zignorowała ich, biegnąc najszybciej jak potrafiła. Wkrótce dopadła do drzwi wejściowych. Otworzywszy je, wskoczyła do środka, prosto w kłęby dymu. Zasłoniła usta i ruszyła przed siebie. Wiedziała, gdzie szukać. Po schodach i w lewo. Zobaczyła płomienie na korytarzu. I usłyszała kaszel. Głośny, wyraźnie słyszalny mimo dymu i trzasku ognia. Pobiegła w tamtą stronę. Dotarła do drzwi jednej z klas. Dźwięk wyraźnie dobiegał ze środka. Tam też go dostrzegła. Zgięty w pół, kaszlał intensywnie, starając się zasłonić twarz.
- Carl! - Zawołała rozpaczliwie jego imię. - Słyszysz mnie?! - Podniósł lekko głowę, jednak nie była pewna, czy ją dostrzegł. Chciała dostać się do wnętrza pomieszczenia, jednak w tym momencie część wejścia zawaliła się, sypiąc iskrami dookoła. Kilka dotarło do niej. Syknęła z bólu, jednak determinacja sprawiła, że nie przejmowała się tym teraz.
- Carl! Proszę! Błagam, chodź! - Wyciągnęła rękę w jego kierunku, chcąc mu pomóc. Ten jednak tylko spojrzał na nią, po czym słabym głosem, zanosząc się kaszlem odparł:
- Zostaw mnie... Uciekaj...
- Nie ma mowy! Bez ciebie nigdzie się stąd nie ruszam! - Po policzku płynęły jej łzy, natychmiast wyparowując w gorącym powietrzu. Widząc, że on nie zamierza nigdzie się ruszyć, nie bez wysiłku przeskoczyła zagradzający wejście gruz.
- Dalej, idziemy! - Wzięła go pod ramię i zdecydowanie zaczęła wyprowadzać z piekła, które szalało wokół... Dym zasłaniał jej pole widzenia i dusił, ogień parzył. Wydawało jej się, że widzi wyjście... A może to tylko złudzenie? Halucynacja spowodowana brakiem tlenu? Nie wiedziała. Przed jej oczami pojawiła się ciemność. Nie była już pewna, czy kroczy do przodu, czy może się cofa albo leży na ziemi? Jedyne co czuła, to jego ciężar na swoim ramieniu. A potem wszystko straciło znaczenie. Błysk.
***
Cisza dookoła była nienaturalna. Było już dawno po wszystkich zajęciach, a budynek pozostał opustoszały. Jedynie woźny siedział u siebie, oglądając kolejny mecz w telewizji – a przynajmniej tak przypuszczała, bo zawsze to robił. No, nie był taki całkiem sam. Zostali jeszcze oni. Pracowali razem nad projektem. Jednak praca ta przebiegała w ciszy, której żadne z nich nie odważyło się przerywać. Siedzieli więc naprzeciwko siebie, zapisując jakieś notatki. Co jakiś czas ona podnosiła głowę i patrzyła uważnie na jego pochyloną sylwetkę. Próbowała złapać jego spojrzenie, jednocześnie nie chcąc by zauważył, że mu się przygląda. Oczywiście było to całkowicie absurdalne, ale nie myślała o tym. W pewnym momencie zamiast na niego, spojrzała za okno. Z nieba powoli spadały drobne, lodowe płatki.
- Śnieg! - zawołała cicho, przerywając tym samym niezręczne dla niej milczenie. Uśmiechnęła się lekko, po czym wróciła wzrokiem do jego osoby.
- Faktycznie... - I on się uśmiechnął, po czym spojrzał na nią. Jego oczy były niczym dwa zwierciadła o magicznej mocy. Ich intensywnie niebieska barwa przyciągała niczym magnes. Teraz nie mogła już oderwać od nich wzroku. On także na nią patrzył. Obserwował ją uważnie, ale było w tym coś więcej. Wtedy ona odwróciła wzrok i spojrzała na zegar na ścianie.
- Już późno... - Szepnęła, po czym wstała gwałtownie. - Powinnam już iść, ale... Pomogę ci jeszcze to sprzątnąć, dobrze?
- Nie trzeba, poradzę sobie... - Odparł stanowczym głosem. Jednak była w nim jakaś specyficzna nuta, której nie potrafiła odgadnąć. Jednak postanowiła o niej zapomnieć, więc powoli ruszyła do wyjścia, z żalem, że musi już iść. - Agnis...? - Jego zatrzymał ją. Odwróciła się powoli, zaskoczona. Teraz on także stał. Podszedł do niej jakby z lekką obawą.
- Agnis? - Powtórzył, cicho i niepewnie.
- Tak? O co...? - Nie dokończyła. Nagle jego dłoń wplotła się w jej włosy, a jego usta zetknęły się z jej. Nastąpiła eksplozja uczuć, emocji, obrazów, dźwięków, zapachów. Wszystkich zmysłów. Błysk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz